💔 „Prawdziwa historia oparta na doświadczeniu” 📖 „22 rozdziały pełne emocji, refleksji i nadziei” 💪 „O walce, świadomości i sile codzienności” 🐾 „Są też trzy małe koty, które wnoszą światło do mroku…”
Zamów książkę Spis treści książkiNazywam się Olgierd Langer. Nie jestem pisarzem. Nie jestem też naukowcem. Ani lekarzem. Na kotach znam się o tyle, o ile zna się każdy, kto dzieli życie z kotami przez ponad dwadzieścia lat. A mimo to napisałem książkę poświęconą nauce, terapii onkologicznej i... kotom. Jestem informatykiem, typowym nerdem, „koderem".
kontakt: kontakt@problemtrzechmiseczek.pl
© 2025 Factualis. Wszelkie prawa zastrzeżone.
„Problem trzech miseczek” – książka, która wzrusza, złości i daje do myślenia.
Recenzje i opinie
„Część naszej historii – tej samej, która stała się fundamentem książki Problem trzech miseczek – ukazała się na portalu Onet i wywołała ogromne poruszenie. W książce opowiadam całość – bez skrótów, bez cenzury, z wszystkimi emocjami.”
[...] Przypomniałem sobie, że mam ze sobą torbę z żywieniem pozajelitowym podawanym z kroplówki, które miał zapewnić szpital, a którego oczywiście nie zapewniał, bo w menu były tylko antybiotyki.
Poszedłem więc do stanowiska pielęgniarek, żeby zostawić im przyniesione specyfiki. Wyłożyłem je na blat i mówię, że zgodnie z ustaleniem przywiozłem dla Ani żywienie, które trzeba podać wieczorem. Na co pani pielęgniarka odpowiada:
- Ale przyjedzie pan wieczorem, żeby to żonie podłączyć, tak? Bo my nie wiemy, jak się to robi. czytaj dalej
Nie wiem, ile razy pisałem już w tej książce, że mnie zatkało. Szczerze mówiąc, myślałem, że po Instytucie niewiele mnie jest w stanie zaskoczyć w naszym lecznictwie. Ale to pytanie i stwierdzenie pielęgniarki mnie jednak zaskoczyło. Że jak? Zawodowe pielęgniarki, tak jak napisałem wcześniej, w dużym, w miarę nowoczesnym szpitalu, w dużym mieście wojewódzkim, bez skrępowania mówią, że mam wieczorem przyjechać do szpitala i podłączyć żonie kroplówkę z żywieniem, bo one nie wiedzą jak? Ale jak jest to możliwe? W domu miałem przystosowane do tego miejsce, spokój. Kilka razy myłem i dezynfekowałem ręce podczas przygotowywania worka z żywieniem i jego podpinania, by uniknąć jakiegoś zakażenia. A tutaj?
Naprawdę nie miałem już siły nawet dyskutować z pielęgniarkami na temat tego, dlaczego ja, kompletny laik po trzygodzinnym szkoleniu przez pielęgniarkę w poradni żywienia, potrafię podpiąć żywienie, a one, które zajmują się tym zawodowo, nie. Powiedziałem, że przyjadę.
Wieczorem spakowałem więc swój domowy pokój zabiegowy. Pompę, ręczniki papierowe, środki do dezynfekcji rąk, środki do dezynfekcji powierzchni, wszystkie preparaty i specyfiki, strzykawki, igły, rękawiczki itp. Były tego dwie torby. Przytargałem je z oddalonego parkingu do szpitala, wjechałem na odpowiednie piętro i rozpocząłem na szpitalnym korytarzu procedurę. Zdobyłem stolik, który za dnia służył pacjentkom do odkładania brudnych naczyń, a Ania zdobyła stojak na kroplówki. Na zewnątrz było już ciemno. Świetlówki na korytarzu brzęczały, jedna migotała. W sali obok leżała starsza pani z bardzo silnymi zaburzeniami psychicznymi. Mówiła dosyć głośno przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przez około kwadrans do pół godziny powtarzała jedno zdanie, po czym przełączała się na kolejne.
Ania siedziała na krześle, które przyciągnęła ze swojej sali. Świetlówki brzęczały… Starsza pani powtarzała w kółko:
- Bardzo mnie boli, niech mi ktoś pomoże. Bardzo mnie boli, niech mi ktoś pomoże. Bardzo mnie boli, niech mi ktoś pomoże. Bardzo mnie boli, niech mi ktoś pomoże. Bardzo mnie boli, niech mi ktoś pomoże…
Ja myłem chybotliwy stolik, żeby mieć miejsce do rozłożenia igieł, strzykawek, sterylnych gazików i preparatów, które musiałem dodać do worka z żywieniem. Korytarz był pusty. W kącie, przy uchylonym oknie, tuż przy ziemi niewielki pająk tkał swoją sieć. „No stary/stara. To chyba nie jest dobre miejsce. Pewnie cię rano salowa skasuje”. Było coś okropnie surrealistycznego w tej scenie. Pustym korytarzu, migających świetlówkach, powtarzanym w kółko zdaniu, słyszalnym na całym oddziale i małym beznadziejnym pajączku, który budował swoją małą sieć, bo chciał żyć…
Przygotowanie i podłączenie worka trochę trwa. W międzyczasie któraś z pielęgniarek poszła do sali, w której leżała starsza pani. Zdanie uległo po chwili zmianie.
- Dostałam tabletkę i co dalej? Dostałam tabletkę i co dalej? Dostałam tabletkę i co dalej? Dostałam tabletkę i co dalej?…
Pielęgniarka podeszła do nas i zapytała:
- Przyjedzie pan rano to odpiąć, tak?
- Tak, przyjadę… - odpowiedziałem. [...]
💔 „Prawdziwa historia oparta na doświadczeniu”
📖 „22 rozdziały pełne emocji, refleksji i nadziei”
💪 „O walce, świadomości i sile codzienności”
🐾 „Są też trzy małe koty, które wnoszą światło do mroku…”
Wysyłka od 9,90 zł. Zamówienia powyżej 50 zł wysyłka gratis.
Podmiotem świadczącym obsługę płatności online jest Autopay S.A.
Dostępne formy płatności:
- szybkie przelewy online
- karty płatnicze: Visa, Visa Electron, Mastercard, Mastercard Electronic, Maestro
Nazywam się Olgierd Langer. Nie jestem pisarzem. Nie jestem też naukowcem. Ani lekarzem. Na kotach znam się o tyle, o ile zna się każdy, kto dzieli życie z kotami przez ponad dwadzieścia lat. (Napisałem „dzieli życie", a nie „posiada", bo według mnie nie można posiadać żywej istoty. Można się nią opiekować, spędzać z nią czas). A mimo to napisałem książkę poświęconą nauce, terapii onkologicznej i... kotom. Jestem informatykiem, typowym nerdem, „koderem". Jestem też pasjonatem historii nauki i filozofii nauki. Jestem też kimś, kto wraz z rodziną przeżył bardzo trudne starcie najbliższej mi osoby z chorobą nowotworową i czymś, co nazywamy przewrotnie „służbą zdrowia", a co niestety w większości wypadków ze „służbą" nie ma niczego wspólnego. To zmusiło mnie do dowiedzenia się czym jest na przykład „doksorubicyna liposomalna", „mutacja BRCA1", „HIPEC" i „chemioterapia neoadjuwantowa". Musiałem też nauczyć się czym różni się wkłucie centralne od portu naczyniowego. Musiałem też nauczyć się samemu wykonywać zabieg wymiany igły Hubera w porcie naczyniowym u pacjenta, bo w niektórych szpitalach pielęgniarki odmawiały wykonania takiej procedury, twierdząc, że nie mają „przeszkolenia" w tym zakresie. Dawno temu (w innym życiu, chciałoby się powiedzieć) pisałem sporo artykułów do pism branżowych na tematy, na których się znałem z racji wykonywanej pracy. W jednym z pism miałem nawet swoją stałą rubrykę. Dzieliłem się z czytelnikami wiedzą na tematy, które mnie interesowały. Wiedzy medycznej nigdy nie zgłębiałem i nigdy nie miałem zamiaru jej zgłębiać. Zostałem zmuszony do jej przyswojenia stykając się z niekompetencją „służby zdrowia".
Jeśli przeżyłaś(-eś) coś podobnego.
Jeśli zabrakło Ci empatii, zrozumienia, zwykłej ludzkiej troski ze strony „służby zdrowia"…
Jeżeli zetknęłaś(-eś) się z niekompetencją, niechęcią do udzielenia pomocy.
Jeśli czujesz, że Twoja historia może pomóc innym —
proszę, napisz do mnie.
Twoje doświadczenie ma znaczenie.
Będę ogromnie wdzięczny, jeśli zechcesz się nim podzielić.
Adres email:
historie@problemtrzechmiseczek.pl
Ta strona używa plików cookies wyłącznie w celach analitycznych (Google Analytics). Czy wyrażasz zgodę?